2/27/2012

Dobry Wielki Post



1. Słuchając słów Ewangelii na Popielec, odkryłem po raz pierwszy, być może niewiele znaczący fakt, że hierarchia, według której Jezus przedstawia „uczynki pobożne”, które przyjęliśmy jako trzy środki, pomocne do owocnego przeżycia Wielkiego Postu, jest następująca:
1. Jałmużna.
2. Modlitwa.
3. Post.
Dlaczego to takie ważne (dla mnie bynajmniej)? Gdyż przez całe lata wymieniam je w kolejności: -post-modlitwa-jałmużna lub: modlitwa-post-jałmużna. W większości kazań na Popielec odkrywam dokładnie to samo. A Jezus rozpoczyna od JAŁMUŻNY! Przypadek? Nie sądzę. Jałmużna, według Wikipedii, to datek dla biednych i potrzebujących. W chrześcijaństwie należy do uczynków miłosierdzia i zalecany jest szczególnie w takich okresach jak Wielki Post i Adwent. Wyraz "jałmużna" pochodzi od późnołacińskiego alimosina "jałmużna". Ten wyraz jest zniekształceniem (przez skojarzenie z rdzennie łacińskim alimonia "żywienie") wcześniejszego eleemosyna, który to wyraz sam w sobie pochodzi od greckiego eleemosyne (ελεημοσύνη) "litość".

Jezus nie korzystał z zasobów Wikipedii, ani ze „Słowników wyrazów obcych”. Jałmużna jest jednym z imion miłości. Jest czymś naturalnym dla kogoś, kto naprawdę kocha, kto wie, czym jest miłość w wymiarze konkretnym. Jezus objawia Boga Ojca. A On jest Miłością. Jezus bardzo konkretnie uczy, jak kochać. I w ten sposób Jego uczniowie mają też kochać innych. Dzieląc się, wspomagając, wychodząc poza swój egoizm. Tak, jałmużna nie może być jakim dodatkiem do modlitwy czy postu. Jest czymś kompatybilnym z jednym i drugim. Żadne z nich nie mogą w pełni istnieć bez siebie. Jałmużna jest czymś więcej, niż tylko wrzuceniem kilku złotych do skarbonki w kościele, podpisanej: „Jałmużna wielkopostna”. Jest prawdziwym aktem miłości. W tym akcie musi zawierać się cały człowiek: ciało i duch. A te kształtują się przez post i modlitwę.

2. Od jakiegoś czasu, wiele ciekawych duchowych odkryć – inspiracji, dokonuję czytając tekst codziennej Ewangelii w wersji angielskojęzycznej. Dzięki temu, niektóre słowa, które stają się „kluczami” do mojej medytacji, brzmią zupełnie inaczej, w pewnym sensie mogę je usłyszeć jakby na nowo, pierwszy raz. Tak też było dzisiaj. Czytając tekst, uderzyło mnie słowo „secret”. Skądinąd dobrze znane w języku polskim. „Secret” to „sekret”. I co w tym szczególnego? Otóż w polskim przekładzie Ewangelii czytam o „ukryciu”. Wskazuje mi ono na pewne miejsce, przestrzeń, pomieszczenie, ukryte, tajemne. I często tak jest, że owo „ukrycie” wskazuje na przestrzeń intymnego spotkania z Bogiem na modlitwie. Uderzyło mnie dziś właśnie to: „in secret”… Sekrety powierza się dobremu przyjacielowi. Sprawdzonemu przyjacielowi, któremu nie trzeba dodawać: „tylko nikomu nic nie mów”, „pamiętaj, że to tajemnica”, „confidential”. Sekret jest sekretem. Jest świętym słowem, które przyjaciel daje przyjacielowi w sposób naturalny, oczywisty. Jezus mówi, żeby unikać faryzejskiej hipokryzji, nie chwalić się i obnosić z tym, że daję komuś jałmużnę, że się modlę, że poszczę. Jest taka pokusa. Pokazać, że jestem lepszy, doskonały. Nie! Jezus mówi, żeby to wszystko działo się „in secret”. Twój Ojciec „sees in secret” (widzi) i „is in secret” (jest) i odda Tobie. Ważna wskazówka!

3. Odnośnie powyższego patrzę na wymóg misternego wyrysowania krzyża, palcem zanurzonym w czarnym popiole, na czołach wiernych. Skrytykowałem to w czasie kazania. Ludzie się tego domagają, dumnie obnoszą się z tym popielcowym znakiem przez cały dzień, w sklepach, na ulicach. A przecież nie o to chodzi. To tylko znak. I lepiej, jeśli dotyka on tego, co we mnie „in secret”. Słucham kazania ks. P. Pawlukiewicza, w którym mówi, że „kiedy człowiek chce obmyć całe ciało, to wchodzi pod prysznic. Jak woda leci na głowę, to już spłynie wszędzie. W wannie niekoniecznie. Chcemy posypać głowę, czyli chcemy posypać siebie całego (…). W tym symbolu: od głowy, wszystko, całego, z góry. Ten znak. Głowa jest tym, co jest dla nas najcenniejsze (…) tę istotę naszego piękna, naszego wyrazu. Głowa to są zmysły: oczy, uszy, nos…”. Całe nasze człowieczeństwo posypujemy popiołem. Pawlukiewicz wspomina też praktykę naszych babć, które popiołem czyściły srebro. Drobny, ostro tarł i dobrze czyścił naleciałości brudu na srebro. Dobry, prosty obraz, dobitnie pokazuje, o co chodzi w znaku popiołu sypanego na nasze głowy.

Dziś też, papież Benedykt XVI poświęcił swoje kazanie u św. Sabiny na Awentynie, znakowi popiołu. Papież mówił w swej teologicznej refleksji o liturgicznym znaczeniu popiołu, który jest „znakiem materialnym, elementem świata stworzonego, który w liturgii staje się symbolem sakralnym bardzo ważnym w tym dniu, który daje początek wielkopostnej wędrówce. Pierwotnie w kulturze żydowskiej zwyczaj posypania głowy popiołem na znak pokuty był czymś powszechnym, połączonym z odzianiem się w wór lub łachmany. Natomiast dla nas, chrześcijan, jest to ten wyjątkowy moment, który posiada wielkie znaczenie obrzędowe i duchowe. Przede wszystkim popiół jest jednym z tych znaków materialnych, które włączają świat stworzony w liturgię. W sposób oczywisty głównymi znakami są te używane do sprawowania sakramentów: woda, olej, chleb i wino. Znaki te stają się prawdziwą i właściwą materią sakramentu, narzędziem, przez które komunikowana jest łaska Chrystusa, która do nas dociera. Natomiast w przypadku popiołu mamy do czynienie ze znakiem, który nie jest sakramentalny, choć zawsze jest wiąże się z modlitwą i uświęceniem ludu chrześcijańskiego. Przewidziane jest bowiem, przed indywidualnym posypaniem głów, poświęcenie popiołu - co za chwilę uczynimy - według dwóch możliwych formuł. W pierwszej popiół określony jest jako "znak pokuty". Natomiast w drugiej wzywa się nad nim bezpośrednio błogosławieństwa i odnosi się do tekstu z Księgi Rodzaju, który może towarzyszyć znakowi posypania popiołem: "Pamiętaj, człowiecze, że jesteś prochem i w proch się obrócisz" (Rdz 3, 19).

4. Ostatnia refleksja. Lubię Wielki Post. Wszak może wydawać się smutnym czasem, jednak w istocie takim nie jest. Nie zamyka w smutku. Przygotowuje do Paschy. Każe zmierzyć się ze sobą, ćwiczyć. Jest oczyszczający. Jest przełomem. Zima przejdzie w wiosnę. Ziarno obumarłe w ziemi, eksploduje życiem. Człowiek także, o ile świadomie i dobrze ten czas przeżyje. Mówiąc o jałmużnie, modlitwie i poście, Laurence Freeman OSB pisze: „If we do this practice for the right reason, in the right way, why be gloomy? There’s everything in the right practice to make Lent a time for smiling”. Owocem dobrze przeżytego Wielkiego Postu jest uśmiech. Kiedy jestem bezinteresowny w wielkoduszny w dawaniu innym, w czynieniu dobrze, w dzieleniu się, kiedy nie liczę czasu na modlitwę i nie ograniczam go, wydzielając tylko to, co konieczne, kiedy poszczę nie dla zgubienia zbędnych kilogramów (bo to już nie będzie post tylko dieta), ale dla ćwiczenia swojej woli i ciała, to nie mogę nie cieszyć się. Post prowadzi do radości. Pełnej, szczerej, prostej.

Zatem… Dobrego Wielkiego Postu!!!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz